piątek, 16 stycznia 2015

Człowiek z Ławki




W pewnym mieście był wielki, bardzo stary park. A w tym parku stała bardzo długa, stara ławka, prawie w wieku najstarszych drzew. A na tej ławce zawsze siedział człowiek. Nie jakiś przypadkowy człowiek, ale Pan z Ławki. W mieście znali go prawie wszyscy. Niektórzy uważali go za szalonego, inni po prostu za dziwaka.
Odkąd pamiętali, zawsze tam siedział. Zawsze trzymał w ręku notatnik w czerwonej, skórzanej oprawie, z wytłoczonym złotym tytułem. Zawsze coś w nim pisał. I nigdy nie był sam.
Obok niego, na długiej ławce siadali różni ludzie. Niektórzy przychodzili na chwilkę, inni siedzieli długie godziny czytając tam książki, lub patrząc na ołówek śmigający po papierze, trzymany w ręce Pana z Ławki. Niektórzy opowiadali mu jak spędzili dzień, lub zadawali pytania, na które nigdy nie odpowiadał. Siedział tam tylko i pisał nie patrząc nawet na kartkę, którą pokrywał równo malutkimi literkami. Patrzył za to na wszystko dookoła. Jego oczy bez przerwy się ruszały.
I nikt nigdy się nie dowiedział, co też Pan z Ławki pisze. Nikomu nie udało się nawet odczytać tytułu książeczki w czerwonej oprawie.
Obok niego na ławce zawsze leżał parasol, który nigdy nie był rozkładany. Gdy zaczynało padać, Pan z Ławki kierował na chwilę tylko spojrzenie w górę, po czym wracał do swej pracy, uznając najwidoczniej, że tak błaha rzecz jak deszcz nie może mu zaszkodzić.
Miał wąską, spokojną, długa twarz i oczy jak dwa czarne koraliki. Ciemne włosy opadały mu na czoło, wystając spod ciemnego kapelusza. Ubrany był w ciemny płaszcz narzucony na ciemny garnitur. I tylko muszkę miał jaskrawo zieloną.
Nikt nie wiedział, jak nazywał się Pan z Ławki. Ani ile miał lat, czy gdzie mieszkał. Ani czy miał rodzinę.
Powszechnie uważano, nie wiadomo dlaczego, że obchodzi urodziny 1 listopada. W tym dniu na ławce zawsze pojawiały się kwiaty[1], czasami także czekoladki. Wszystkie znikały następnego dnia.
Udało się zauważyć tylko jedną zmianę w zachowaniu Pana z Ławki. Pewnego dnia, jak zawsze opowiada osoba, której przypadł zaszczyt zauważenia tego, Pan z Ławki zamiast pisać, zaczął kreślić kółka. Tak to przynajmniej wyglądało. Przez jakiś czas kręcił tak i kręcił ręką, aż w końcu osoba siedząca obok zauważyła na twarzy Pana z Ławki coś niespotykanego: jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości. Kręcił jeszcze chwilę, z coraz większą siłą i złością, aż wreszcie uspokoił się. Spojrzał na pomazaną kartkę, w jego oczach zaszkliły się łzy. Otarł je rękawem, a potem spokojnie wyrwał stronę z notesu i schował ją do kieszeni. Tak przynajmniej mówi osoba, która to widziała.
A było to 14 lutego.
***
Pan z Ławki codziennie widział bardzo wielu ludzi. Wszystkich pamiętał.
Tego dnia, gdy obok niego siedziała matka pilnująca trójki roześmianych dzieci. Widział starszego pana z dużym, czarnym psem.
Widział staruszkę, która wywróciłaby się, gdyby najstarsze z dzieci bawiących się wokół niego, wysoki, piękny, jasnowłosy chłopiec w porę jej nie chwycił.
I widział chudego "gentelmana:, który wyjął tej pani z chudziutkim pudelkiem, w wyżartym przez mole futrze z norek, portfel z torebki.
Widział dziewczynkę dźgającą biedronkę kijem i starszego pana, który jej ten kij zabrał.
Widział parę staruszków spacerujących trzymając się za ręce i młodą dziewczynę całującą jakiegoś pryszczatego chłopca w policzek. I wesołą kobietę z dzieckiem na ręku, idącą obok mężczyzny rozpromienionego dumą i szczęściem.
Koło niego przeszła też nauczycielka prowadząca dwanaście par zadbanych dzieci w czystych mundurkach.
I zobaczył dwóch chłopców w podartych ubraniach tarzających się w błocie.
I kukułkę.
I niezbyt ładną, ciemnowłosą, biegnącą dziewczynkę, za którą leciał anioł.
I kukułkę. Kukułka? O tej porze roku?
Widział już dziwniejsze rzeczy.


[1] Najczęściej te kupowane pierwotnie po to, żeby złożyć je na grobach, jednak zawsze okazywało się, że ktoś ma ich za dużo i nie ma co z nimi zrobić.

Brak komentarzy: